Obudziłam się w tej samej pozie, w której zasnęłam. Mimo, że nie miałam na sobie kołdry coś mnie
ogrzewało. Otworzyłam powoli oczy i poczekałam aż przyzwyczają się do panującej
jasności. Zerknęłam na swoje plecy.
Przykrywała je dobrze mi znana, czarna bluza zasuwana należąca do Felixa.
Wykrzywiłam usta w coś co miało przypominać uśmiech. Już chciałam wstać, ale
poczułam coś jeszcze. Ręka Felixa obejmowała mnie w pasie i przyciągała do
niego. Prawie nie parsknęłam śmiechem. Przewróciłam się na drugi bok, tak abym
mogła leżeć z nim twarzą w twarz. Spojrzałam na zegarek. Piąta nad ranem.
Leżałam więc patrząc na śpiącą twarz Felixa i nie wiedząc co robić. I wtedy
poczułam to co każdy, gdy poprzedniego wieczoru nie poszedł do toalety. Westchnęłam
i najdelikatniej jak mogłam, ściągnęłam dłoń chłopaka. Nie mówię, że leżenie obok niego mi
przeszkadzało - wręcz przeciwnie.
Uwielbiałam, kiedy był blisko mnie, ale cóż. Pęcherz wzywał.
Pomyślałam, że skoro już idę do łazienki to od razu się ogarnę i coś
zjem. Bezszelestnie wzięłam potrzebne ubrania i czmychnęłam na koniec busa. Na
szczęście nikogo nie obudziłam. Zamknęłam drzwi , rozebrałam, się i weszłam pod
ciepłą wodę. Stałam pod prysznicem około pięciu minut, a potem zakręciłam kurek
i weszłam na dywanik wycierając ciało ręcznikiem i ubierając przygotowaną odzież. Rozczesałam
włosy i nałożyłam makijaż. Wyszłam do kuchni i o mało co nie dostałam zawału.
- Co ty tu robisz o tej godzinie?! – spytałam głośnym szeptem i
zasunęłam drzwi tak, aby nie obudzić innych. Chris wzruszył ramionami i
odpowiedział z ustami pełnymi jajecznicy:
- Jem. – przełknął i wskazał na mnie widelcem. – Mógłbym cię spytać o
to samo.
- Po prostu się obudziłam. – wyjaśniłam i usiadłam przy swoim talerzu.
Po chwili pojawiła się na nim sałatka z serem feta i kromki z serem. Szklankę
napełnia kawa. Wzięłam łyk i poczułam jakbym dopiero teraz naprawdę wstała.
Zabrałam się za posiłek.
- Felixa? – zapytał Chris. Przez chwilę nie wiedziałam o co mu chodziło,
ale potem uświadomiłam sobie, że włożyłam jego bluzę. Kiwnęłam głową i poczułam
jak rumieńce wpływają na moją twarz.
Opuściłam głowę i dokończyłam sałatkę, oraz kawę.
- Co wy w ogóle jeszcze wczoraj robiliście? – dopytywał Chris. W jego
głosie poczułam odrobinę sarkazmu, ale mimo tego odpowiedziałam:
- Oglądaliśmy The Hangover po raz… Setny? Nie wiem, oglądamy to
każdego wolnego wieczoru. – powiedziałam. Chris oparł się tyłem o blat i
patrzył na mnie spod swojego kubka z napisem „I’m fabulous, bitch”. Kocham ten
kubek.
Po chwili bus gwałtownie kiwnął się w prawo tak, jakby uderzyło w
niego ogromne wahadło. Spadłam z krzesła
i przez chwilę byłam oszołomiona. Bus przekrzywił się znowu tym razem w drugi
bok. Po wielu próbach udało mi się wstać. Pobiegłam za Chrisem na zewnątrz, w
pośpiechu biorąc łuk i kołczan. Wszyscy są już na dworze obróceni w naszą
stronę. Każdy był ubrany w piżamę, przez co musieliśmy wyglądać jak grupa
nastolatków z piżama party z bronią w ręce. Stanęłam obok Felixa i zobaczyła
przyczynę mojego niespokojnego śniadania.
Przed nami stał dwudziesto metrowy niedźwiedź ryczący na nas i
wymachujący ostrymi jak brzytwa pazurami. Najwidoczniej nie chodziło mu o busa
tylko o nas. Zanim zdążyłam obmyśleć jakiś plan, u jego boku pojawiły się trzy
inne niedźwiedzie. Przez moment stałam z otwartymi ustami, ponieważ nigdy nie
widziałam takiego rodzaju potworów. O ile to w ogóle był potwór. Szybko się
otrząsnęłam i założyłam strzałę na cięciwę, celując w pysk niedźwiedzia.
Wystrzeliłam i pierwszy padł nie zamieniając się w pył. Czyli to po prostu
wkurzone zwierzęta. Bardzo wkurzone. Trzeci niedźwiedź zrobił wgniecenie z tyłu campera. Sam
zagotował się ze złości.
- Nikt… nie będzie… niszczyć… mojego… SAMOCHODU!!! – krzyknął i rzucił
się na nie z mieczem, którego nazwał Bob. To samo uczyniła reszta. Jako, że ja
i Olivia miałyśmy łuki, atakowałyśmy z dystansu, co mi osobiście bardzo
pasowało. Nienawidziłam walki mieczem.
Wszyscy zacięcie uśmiercali niedźwiedzie, ale ich pojawiało się tylko
więcej i więcej. Podczas celowania w łeb zwierzęcia, Mikey krzyknął:
- Annie, uważaj! – rzucił sztyletem za mnie. Odskoczyłam na bok, a w
miejsce, na którym poprzednio stałam spadła dwustu kilowa bestia. Chciałam mu
podziękować, ale nie było na to czasu. Poczułam jak zaczyna mi brakować strzał.
Staliśmy z Samem oparci plecami. Ja założyłam ostatnią strzałę, a on zziajany
uniósł swój miecz. Po czole spływał mu pot, a wargę miał rozciętą.
- Jest ich zbyt wiele nie uda nam się ich pokonać. Musimy uciekać. –
zaproponował i uciął głowę atakującemu niedźwiedziowi. Prychnęłam i zużyłam ostatnią strzałę. Nie
miałam przy sobie, żadnego sztyletu. Poczułam się strasznie bezradna.
- No dobra, ale jak chcesz to zrobić? Przecież one zasłaniają busa! –
zapytałam widząc kątem oka, że wszyscy już opadają z sił.
- Działam na żywioł. Bez ryzyka nie ma zabawy, kochana. – szepnął mi
do ucha i prześlizgnął się pomiędzy nogami największego zwierzęcia. Wbił mu
miecz w plecy i to samo uczynił z tym, który zagrodził mu drogę. Wpadł z impetem
do busa, a ja mimo naszej beznadziejnej sytuacji się uśmiechnęłam. Usłyszałam
za sobą potężne kroki i spanikowałam. Obróciłam się i zobaczyłam kolejnego. Jedyne
co posiadałam to spryt. Rozejrzałam się i uświadomiłam sobie, że wszyscy już
zbierają się wokół busa, a ja jestem najdalej. Otaczało mnie chyba z dwa… trzy..
cztery.
I wtedy zobaczyłam, jak Felix odbijając się od skały ląduje na karku
bestii. Olivia pozostałe ściągnęła z łuku, a Mikey zabił następnego rzucając
kolejnym sztyletem. Felix przyduszał niedźwiedzia grubym patykiem, ale zwierzę
go zrzuciło. Wylądował plecami na kamieniach i nie poruszył się. Podbiegłam do
niego i sprawdziłam puls. Nie było.
Zdusiłam szloch.
Chris zabił ostatniego, ale z
oddali już było słychać inne ryki. Sam pomógł Tylerowi wczołgać Felixa do busa,
i kiedy każdy znalazł się w środku, Sam wskoczył za kółko i odpalił. Ruszyliśmy
gazem przed siebie.
- Dajcie go tutaj! – krzyknęła Emma wskazując na stół w kuchni. Tyler
i Mikey wykonali polecenie. Włożyła rękawiczki. Wokół niej automatycznie
pojawiło się stanowisko jak do operacji. Krzyczałam jego imię i próbowałam się
do niego przedrzeć, ale Tyler mnie powstrzymał. Wtuliłam się w niego i łkałam. „Przecież
Felix nie miał pulsu” – pomyślałam. Odsunęłam się od Tylera i wyrównałam
oddech. Usiadłam na moim łóżku i poczułam jak po policzkach spływa mi wodospad łez.
Ściągnęłam okulary i zakryłam oczy rękami.
To wszystko moja wina. Przecież gdybym pobiegła do busa wcześniej, nic
by się nie stało. Tak, jesteśmy nieśmiertelni, ale możemy zginąć podczas
walki. Miałam ochotę wrzeszczeć, położyć się na ziemi i bić w nią pięściami.
Układamy miliony scenariuszy, a życie i tak nie toczy się według żadnego z
nich. Dlaczego to nie stało się mi? Dlaczego Felix musiał zgrywać bohatera mimo,
iż wiedział, że nie poradzi sobie w walce ręcznej z takim niedźwiedziem? No i
dlaczego w ogóle te bestie nas zaatakowały? Może wkroczyliśmy na ich terytorium?
Nie wiem. Tyle pytań, na które brak odpowiedzi.
Gapiłam się w okno co chwila słysząc krzyki Emmy. Ja nie miałam już
nadziei. Nie wierzę w cudy, ani szczęście. Takie rzeczy są dla głupich. I wtedy
przypomniałam sobie wszystko. Oczy Felixa, jego śmiech i żarty. Jego humory i
upadki. To jak razem leżeliśmy na plaży i to jak na urodziny dostałam do niego
wianek ze sztucznych kwiatów. Niby skromne, ale dla mnie nie było lepszego
prezentu. Do tego czasu nosiłam go na dnie w plecaku z przyczepioną kartką z życzeniami
i namalowanym sercem. Samotna łza osunęła się na mój podbródek, zawisła i
spadła na bluzę Felixa, którą nosiłam przez ten cały czas. Później kolejna, i następna.
W końcu było ich zbyt wiele.
Nagle krzyki Emmy ucichły. Ktoś odsunął drzwi, a ja wytarłam twarz
rękawami i założyłam okulary. Podszedł do mnie rozpromieniony Chris i pokiwał
głową. Odetchnęłam z ulgą i z uśmiechem na twarzy pobiegłam w stronę sali
operacyjnej, która jeszcze rano była kuchnią. Wpadłam tam z impetem patrząc na
niego. Odwzajemnił mój uśmiech. Przytuliłam się do niego i znów się popłakałam,
ale tym razem nie z rozpaczy. Rozkoszowałam się każdą sekundą naszego uścisku.
- Dajmy im chwilę. – rzekła szeptem Olivia i wyszła. Po chwili w
pomieszczeniu nie został już nikt, a drzwi były zamknięte. Odsunęłam się od
niego. Patrzyliśmy na siebie nawzajem, po czym szybko ściągnęłam jego bluzę i
wyciągnęłam w jego stronę.
- Zapomniałabym. – mruknęłam. Zaśmiał się.
- Zatrzymaj ją.
- Ale…
- Musisz. – nalegał. Westchnęłam i włożyłam ją ponownie. Przetarł
palcami moje łzy. – Nie do twarzy ci z
rozpaczą. – chwyciłam jego rękę.
Spróbował wstać, ale głośno jęknął i opadł na łóżko ponownie.
Przycisnęłam swoją dłoń do jego zabandażowanej piersi i popatrzyłam na niego
ostrym wzrokiem.
- Nie udzielam pozwolenia. – powiedziałam stanowczo. Leżał ze
zdziwioną miną po czym się uśmiechnął.
- Tak jest pani doktor.
- Przynieść ci coś? – zapytałam. Pomyślał przez chwilę, a potem
odrzekł:
- Jakbyś mogła mi przynieść laptop, słońce moje. – wymówił to tak
przesłodzonym głosem, że parsknęłam śmiechem.
- Dopiero co miałeś operacje i już chcesz oglądać The Hangover? –
wyszczerzył zęby. Przewróciłam oczami i wyszłam. Znalezienie srebrnego laptopa
nie było trudne zwłaszcza, że Felix zawsze trzymał go w jednym miejscu. Chwyciłam
go, oraz kabel i wróciłam do pomieszczenia. W progu uśmiechnęłam się na widok
chłopaka, który smacznie spał. Odłożyłam wszystko na stolik i wyjrzałam przez
okno. Po słońcu już nie było śladu.
Uznałam, że i ja się prześpię. Usiadłam na krześle obok Felixa i położyłam
głowę na przedramionach opartych na łóżku, aby mi było wygodniej. Podczas
zasypiania uświadomiłam sobie, że to może być dopiero początek naszej wyprawy.
To tylko cisza przed burzą.
__________________________
Ohayo!
Witam was bardzo serdecznie w kolejnej części tego fspaniałego łan szota ;D
Uznałam, że ten One-Shot będzie traktowany jako taka poboczna historyjka, która będzie pisana równolegle z rozdziałami.
Jaram się na czwartą część Orange i The Avengers: Age of Ultron, becaouse i'm fangirling.
No i zaczęłam oglądać Breaking Bad do czego namówiła mnie moja przyjaciółka xD
Dziękuję wszystkim komentującym i dedykuję ten rozdział mojej wspaniałej małej rodzince, dzięki której spięłam dupę i napisałam tego One-Shota :3
Kocham was i pozdrawiam,
Wasza,
Annabeth <3
Jakie to smutne :') Miałam doła, poczytałam, popłakałam - cała ja!
OdpowiedzUsuńNie muszę nic mówić - genialne :3 Czekam na więcej :3
Paaa :D
Nie nawidzę cię! Dlaczego musiałaś skończyć ten rozdział?
OdpowiedzUsuńJezu twoja zajebistość mnie powala!
Kocham!
Kocham!
Kocham!
A kiedy będą kissy? Ja chcę kissy!
Felix bohater hdjjdhskaksbhs
Jem masło i rogala leżąc na podłodze w szlafroku i to komentuję. Co ze mną nie tak, bo jatam się jak głupia xD
To jest cudne! Cudne! Cudne!
Chcę więcej!
W porównaniu z twoim opowiadaniem moje jest mnie niż zero! *zaczyna śpiewać*
Standardowo w kij weny i zapraszam do siebie
camp-half-blood-new-story-by-alex.blogspot.com
Ło ło ło witam witam :3
UsuńDziękuję za komentarz >.<
Na twojego bloga zaglądałam i aktualnie czytam ^^
Pewnie dzisiaj skomentuję :]
Annabeth <3
WHAT THE FUCK
OdpowiedzUsuńO co chodzi, nie kumam.
To Felix ożył?!
Pewnie tylko ja jestem takim downem, ale serio nie kumam.
Czyli żyje, tak?
Bo ja nwm. Serio.
Gdzie jest KLER?! Jak on ożył jak KLER tam NIE BYŁO! Ja się pytam, gdzie jest KLER!
A, sorry, nie na historia.
No bo to je dziwne:
Anabef budzi się i mufi że ide do kibla. Wychodzi z kibla i mufi Kris zrup mi śniadanie. Albo nwm. Nieważne. Potem widzi wielkiego niedźwiedzia który jest wysoki na pięciopiętrowy blok. No to mufi ićmy Kris zatować wszystkim dupy. No to oke. A tu z dupy wyskakuje Felix, który chyba ma jakomś magicznom moc skakania, bo skacze na pińć pienter, a tu JEBS spada łamie se kark no i kapa. Ja nwm kto go wyleczył bo albo nie umiem czytać albo nie umiem czytać. Nwm. Mujdfuk.
I w ogule nie ogarniam, bo jestem wspomnianym już wcześniej downem.
Down, który namufił do Breaking Bad frajerzy,
Alayne <3