środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział III - Nothing But Blue Skies


Przede mną stoi Nico di Angelo. Przyjaciel, którego poznałam jakiś czas temu. Jest wyższy ode mnie, ma czarne, niepoukładane włosy, brązowe oczy i skórę o oliwkowatym odcieniu. Nie mam i nigdy nie miałam nic przeciwko temu, że jest innej orientacji. Jego chłopak Percy, z tego co wiem, jest synem Posejdona. Jeszcze nie mieliśmy okazji się spotkać.
- Trochę minęło. - mówi swoim czystym głosem Nico. Uśmiecham się i podbiegam truchtem, aby go przytulić, ale po chwili sobie przypominam.
- Oh, zapomniałam. Bez dotykania. Przepraszam.
- Myślę, że możemy zrobić wyjątek... - oznajmia z bladym uśmiechem. Promienieję i przytulam go.   Kiedy się odsuwamy Nico wskazuje dłonią na fotel z czarnej skóry, żebym usiadła, a sam rzuca się na swoje łóżko biorąc ręce pod głowę.
- Więc... Co cię tu sprowadza? Jest z tobą reszta Klanu? - dopytuje Nico patrząc na mnie tym przenikliwym wzrokiem. Wzdycham i zaczynam opowiadać mu o tym szalonym dniu. Nie wydaje się być tym wszystkim jakkolwiek zaskoczony. Słucha uważnie i nie przerywa.
Kiedy kończę opowieść, czekam na jego reakcję. Przez moment jest tak cicho, że słyszę bicie własnego serca.
- Kolejna, durna przepowiednia... - odzywa się pogardliwie Nico. - Ludzie żyliby lepiej nie wiedząc o przyszłości. Przykro mi, że jesteś w to wszystko zamieszana. Pamiętaj: jakbyś chciała o czymś porozmawiać...
- Właściwie... Jest taka jedna rzecz... - przerywam jego monolog. Patrzy na mnie jakby chciał powiedzieć: "Zamieniam się w słuch". Na początku nie miałam zamiaru nikomu o tym mówić, ale w końcu uznałam, że muszę z kimś się tym podzielić. Coraz częściej mnie to dręczyło.
- Ostatnio miałam sen... Ale ten był inny. Wydawał się być taki rzeczywisty. No więc, zobaczyłam w nim ogromny biały pokój bez okien. Przede mną stał stół, a ja siedziałam przywiązana do krzesła. Wszystko było zamazane i nie mogłam dojrzeć szczegółów. Wokół mnie słyszałam stłumione krzyki, jakby przez poduszkę. Było zimno i pachniało stęchlizną. Cała się trzęsłam. Gdy obraz zaczął się wyostrzać, sen przepadł. Teraz miewam ten koszmar prawie codziennie.
- Kiedy pierwszy raz miałaś taki sen? - pyta siadając na skraju łóżka.
- Ja... Ja nie pamiętam... - przyznaje. Nie kłamię. Naprawdę nie potrafię sobie tego przypomnieć. Kiwa ze zrozumieniem głową. 
Nagle czuję wibracje w tylnej kieszeni spodni. Wyciągam telefon i odblokowuję ekran. Sam pisze, żebym się pospieszyła. 
- Muszę już iść. - oznajmiam podnosząc wzrok na Nico. Uśmiecham się blado w jego stronę i ruszam w stronę drzwi. Na progu słyszę jak mnie woła.
- Annie... Weź to. - mówi i podaje mi strzałę z czarnym ostrzem na końcu, niczym poduszkę z królewską koroną. Delikatnie przejmuję przedmiot. - To strzała zakończona stygijskim żelazem. Mocniejsza i bardziej wytrzymała niż inne. Niestety, mam tylko jedną. Proszę, wykorzystaj ją mądrze. - tutaj bierze głęboki wdech. - Martwię się o ciebie Annabeth. Mimo, że niedawno było nasze pierwsze spotkanie... Jesteś dla mnie jak siostra.
Z trudem zduszam szloch. Staram się nie dopuszczać do siebie myśli, że mogę już nigdy więcej nie zobaczyć Nica. Przytulam go po raz ostatni i wychodzę.
Od razu zaczynam biec w stronę busa. Wiatr powoduje łzawienie oczu. Być może to wcale nie wina wiatru.
W końcu dostrzegam światła i zgromadzonych nastolatków. Docieram na miejsce.
- Witamy panią jak zawsze ostatnią! - drwi Sam klaszcząc. Wszyscy patrzą na mnie wyczekująco. Felix podchodzi do mnie, ściąga bluzę i okrywa mnie nią. Czuję jak moją twarz oblewa rumieniec.
- Przeziębisz się - wyjaśnia Felix pochylając się nade mną. Kiedy widzi mój wyraz twarzy, marszczy brwi. - Coś się stało?
Reguluję oddech i prostuję się wkładając ręce w rękawy bluzy.
- Nie nie... To przez wiatr. - wyjaśniam lekko zachrypniętym głosem. Oczyszczam okulary i zaciskam kurczowo palce na strzale, którą dał mi Nico. - Wyjaśnię wam później.
Dopiero wtedy zdaję sobie sprawę, że nie jesteśmy sami. 
Między Chrisem i Emmą stoi troje nastolatków. Przypominam sobie słowa Chejrona: "Trójka herosów i szóstka uzdolnionych nastolatków ma współpracować razem". Zwracam wzrok w ich stronę. Dwóch chłopaków i jedna dziewczyna ubrani w obozowe koszulki z mieczami zwisającymi u pasa.
- Jestem Mikey. - przedstawia się jako pierwszy blondyn o zielonych, jak trawa oczach. - to jest Tyler. - wskazuje na szatyna o niebieskich oczach. - a to-
- Olivia. - dokończa brunetka z czarnymi oczami. 
Chris klaszcze w dłonie dwa razy.
- Komu w drogę temu Octavian. Musimy jechać. - postanawia i podchodzi do busa.
- Ee, bez urazy, ale jak wy chcecie w czymś takim pomieścić nas wszystkich? - pyta Mikey patrząc na camper odrzucającym wzrokiem. Sam chrząka głośno.
- Najwidoczniej nie wiesz co potrafi, maszyna zbudowana przeze mnie. - przechwala się i wyjmuje swój telefon. Stuka w ekran parę razy, ale nie dzieje się nic dziwnego. On natomiast uśmiecha się triumfalnie i klepie dłonią w przedni, lewy kołpak, który po lekkim dotknięciu odczepia się od koła i upada z brzdękiem na grunt. - Meh, skutki uboczne.
Otwiera drzwi i zaprasza mnie, jako pierwszą, do środka. Znam już ten numer. Używamy go przez cały czas. Teraz wnętrze wygląda zupełnie inaczej.
Siedzenie kierowcy jest na miejscu, ale za nim korytarz między fotelami się poszerza. Same fotele zmieniają się w niezbyt szerokie, ale długie łóżka. Są szerokości wcześniejszych foteli więc można się w nich spokojnie przespać. Ja dzielę siedzenie z Felixem, dlatego tak jakby spaliśmy 'razem'. Dalej, na lekkim podwyższeniu znajdują się drzwi, a za nimi kuchnia, w której stoi nieduży stół z sześcioma krzesłami. Nie musimy nic gotować, ponieważ kiedyś Chejron zaopatrzył nas w samo-napełniające się talerze. Na samym końcu jest toaleta. Nad łóżkami mamy półki, na których można położyć ubrania nie martwiąc się, że wypadną, a pod - szafki na buty. Korytarz jest wyłożony czarną wygładziną. Do tego wi-fi i kontakt przy łóżku. Nic dodać nic ująć - po prostu raj. 
Jednym szybkim ruchem ściągam vansy i rzucam się na moje łóżko od strony korytarza (Felix ma od strony okna). Oddycham z ulgą. Felix powtarza mój ruch. Chris pokazuje trójce herosów gdzie mają spać, a Sam w tym czasie rozsiada się na miejscu kierowcy. Uwielbia prowadzić.
- Po prostu, mogę wtedy pomyśleć sam ze sobą. To mnie odstresowuje. - mawia. Prawie nigdy nie jest zmęczony.  Jak? Nie mam pojęcia i szczerze chyba nie chce tego wiedzieć.
Trochę mija zanim wszyscy się ogarniają. Nie mam ochoty wstawać, ale w końcu muszę coś ze sobą zrobić. Śmierdzę mokrym psem, a makijaż się rozmazał. Emma jakby czytając mi w myślach pyta:
- Annie, pójdziesz pierwsza do łazienki?
- Ta, ta... - odpowiadam smętnym głosem. Z trudem wstaję i ociągając się ruszam na drugi koniec busa. Po drodze mijam Chrisa jak zwykle czytającego mangi, Kate leżącą obok niego i słuchającą muzyki, oraz trójkę herosów śpiących twardo na posłaniach. Uśmiecham się na ich widok.
Kiedy jestem w łazience, zamykam drzwi, szybko usuwam cały makijaż. Następnie ściągam okulary, zrzucam z siebie wszystkie ubrania i wchodzę pod prysznic. 
Ciepła woda zdaje się zmywać wszystkie moje problemy, oczyszczać mnie. Czuję jak ciepło wypełnia moje ciało. Muszę się jednak sprężyć. Myję włosy i ciało, a następnie wychodzę na niebieski dywanik. Wycieram ręcznikiem wszystkie krople na mojej skórze, a potem owijam go wokół głowy. Zakładam stary T-shirt do spania, bluzę, którą dał mi dziś Felix i krótkie spodenki. Ponownie opadam na łóżko. Felix sprawdzaa coś na Filmwebie.
- Czuję się jak nowo narodzona... - wyznaję. Chłopak parska śmiechem, a potem zwraca się w moją stronę.
- Oglądamy The Hangover? - wyszczerza zęby w uśmiechu, a ja robię to samo. Kochamy tą komedie i zawsze pękaliśmy ze śmiechu podczas oglądania. Nie mam zamiaru odmawiać. To może być ostatni film jaki z nim obejrzę. 
Kiwam głową i szybko odganiam tę myśl. Obracam się na brzuch, tak jak Felix, i zaczynamy oglądać.
_____________________________
Ohayo!
Witam was bardzo serdecznie bo długiej przerwie ;D
Wiem, że długo mnie nie było, ale teraz, moje życie wygląda mniej więcej tak:
Nauka, nauka, nauka i jeszcze raz nauka!
Staram się coś tam od czasu do czasu popisać, ale czasami po prostu uznaję, że mi się nie podoba więc wszystko usuwam i piszę od początku :p
Zaczęłam być dumnym otaku xD
Dziękuję wszystkim komentującym oraz moim kochanym braciom i siostrom z pięknej konwersacji xD
Zapraszam wszystkich do komentowania, bo nie ukrywam, że bardzo mnie to motywuje ;3
Kocham was <3
Wasza, Annabeth <3
 Zapraszam również na bloga prowadzonego przeze mnie i BYFYFY c:
Oh Winter Soldiers being sassy P.S. I lovvvvee Bucky so buckin much "the ol' razzle dazzle"

niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział II - Prophecy

Mężczyzna zaczyna wołać o pomoc i pewnie zwabiłby potwory gdyby Sam nie walnął go w tył głowy. Wszyscy patrzą na niego morderczym wzrokiem, a on tylko wzrusza ramionami.
- Najpierw jego kumpel robi mi wgięcie z przodu samochodu, a teraz sam będzie na nas zsyłał kłopoty. Ze śmiertelnikami trzeba rozmawiać językiem pięści, bo inaczej się nie da. – mówi beztrosko Sam. Emma prycha pogardliwie.
- Wiesz co nam grozi, jeśli przez nas jakiemuś śmiertelnikowi stanie się jakakolwiek krzywda? Pięć lat w Azkabanie! Mogliśmy z nim porozmawiać, ale nie, bo pan „Perfekcyjne Włosy” musiał go ogłuszyć! Muszę ci najwyraźniej przypomnieć, że my ratujemy śmiertelników! Ratowanie nie oznacza potrącania autem! – krzyczy i momentalnie robi się cała czerwona ze złości.
- Uważasz, że wszystko to moja wina?! – pyta zirytowany Sam, którego za ramię trzyma Chris, żeby przypadkiem nie rzucił się na Emmę. Staje między nimi. Kate spogląda to na Sama to na Emmę jakby oglądała interesujący mecz tenisa.
- Dokończycie te kłótnie kiedy pozbędziemy się śmiertelników. – zarządzam. Atmosfera nieco opada, ale Sam i Emma ciągle rzucają sobie zabójcze spojrzenia.
Felix przysiada na pobliskim kamieniu i zaczyna intensywnie myśleć. Jest taki przystojny i pewny siebie.
- Musimy pójść z tym do Obozu Herosów. – mówi w końcu.
Zapada cisza.
- Ciekawe jak, mądralo. – odzywam się, a on posyła mi pytające spojrzenie. Przewracam oczami. – Jakbyś nie zauważył, śmiertelnicy nie mogą wejść na teren obozu.
- To będzie coś w rodzaju mini sprawdzianu. Właśnie dzięki temu sprawdzimy, czy naprawdę są ludźmi zrodzonymi przez śmiertelników. – wyjaśnia Felix.
- A tak z innej beczki, to dlaczego nazywamy ich śmiertelnikami? To brzmi jak jakiś gatunek… - zastanawia się Chris i marszczy brwi. Oto są właśnie przemyślenia Chrisa. Podczas poważnej rozmowy przychodzi mu jakaś myśl i bam… Dyskusja na cały wieczór.
- To chyba jasne, nie? Jesteśmy lepszą rasą. – żartuje Sam z uśmiechem zakładając ręce na piersi. Chris drapie się po skroni.
- No, dobra, ale…
- Nie mam czasu na wasze głupie rozmyślania na temat tego kto jest lepszy, a kto nie! – krzyczy w końcu nabuzowana Kate. Wszyscy wlepiają w nią oczy, co powoduje, że się lekko rumieni. Kate jest typem nieśmiałej dziewczyny, a taki wybuch jak ten miał miejsce około pięćdziesięciu lat temu.
Kiedy już się uspokaja, przemawia cichszym i bardziej opanowanym głosem. – Chodzi mi o to, że Felix ma racje. Musimy spróbować. Kiedy okaże się, że to zwykli śmiertelnicy… Chris nawet o tym nie myśl… Jeśli tak się stanie to po prostu…
- No właśnie co? – dopytuje Emma. Kate bierze głęboki oddech.
- Będziemy musieli zrobić tak jak mówił Sam…
- Co? Chcesz ich zostawić na środku drogi?! – oburza się Emma. Sam do niej podchodzi i zakrywa jej usta. Wyrywa się, ale na daremno – uścisk Sama jest za silny.
- Kto jest za? – pytam i podnoszę niepewnie rękę do góry. Wszyscy powtarzają mój gest oprócz Emmy.
- Następny przystanek, Obóz Herosów! – woła z entuzjazmem Felix. Sam w końcu puszcza Emmę, która wydrapałaby mu oczy, gdyby nie Kate, która odciąga ją na bok. 

Znajdujemy się obok Sosny Thalii. Wygląda tak samo odkąd ostatnio tutaj byliśmy. Już stąd można dostrzec światła palące się w Wielkim Domu. Z truskawkowych pól czuję cudne zapachy.



 






Chris ciągnie za sobą jednego mężczyznę, a Felix drugiego. Chwila prawdy. Pierwszy mężczyzna się przedostaje… Drugi też. Z jednej strony cieszy mnie fakt, że ponownie zobaczę Chejrona, ale z drugiej nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Boję się, że i znów będzie jakaś głupia przepowiednia związana z Klanem i herosami. Ostatnio, kiedy właśnie owa miała miejsce straciliśmy swojego człowieka na misji. Był torturowany po tym jak odebrano mu nieśmiertelność. Gdy umarł jego miejsce objął Felix, któremu do tej pory wmawialiśmy, że jego poprzednik uciekł, ponieważ miał dość życia w Klanie. Uwierzył nam, ale to tylko kwestia czasu, kiedy się dowie.
- Super. Teraz mamy dwa problemy. – mruczy Chris. Razem z Felixem po raz kolejny biorą na plecy obu facetów i ruszają za nami do Wielkiego Domu. Idziemy najciszej jak się da, aby nie obudzić obozowiczów. W końcu jest około drugiej w nocy, a wątpię żeby jakiś heros o tej godzinie miał trening. Kiedy mijamy domek Hermesa, Emma zaczyna narzekać na jego architekturę. Zawsze tak robi, gdy jakiś budynek jej się nie podoba.
W końcu docieramy do drzwi. Pukam trzy razy i po chwili otwiera nam Chejron w swojej ‘ludzkiej’ formie na wózku inwalidzkim. Jak zawsze nasza obecność go nie zaskakuje.
- Witaj Chejronie. – witam go, a potem czynią to wszyscy z Klanu. Stary centaur uśmiecha się życzliwie.
- Witajcie członkowie Klanu Delta. Wejdźcie. – odpowiada i odjeżdża kawałek, żeby odsłonić nam drogę do domu. Jak już mówiłam, nic a nic się nie zmieniło. Jakbym była tu wczoraj. Wszystko leży na swoim miejscu. Seymour mruczy na powitanie, a ja ślę mu krzywy uśmiech.
- Co was tu sprowadza, moi kochani. – pyta Chejron. Felix i Chris zrzucają z pleców dwóch mężczyzn na podłogę, tuż przy stopach centaura. Chris bierze głęboki oddech i kładzie ręce na biodrach.
- Trochę ważą, ale nie są śmiertelnikami. – stwierdza Sam dźgając jednego palcem. Chejron robi zmartwioną minę. W tym świetle wygląda jeszcze starzej niż przedtem.
- Właśnie tego się obawiałem… - mamrocze pod nosem i podjeżdża wózkiem do swojego biurka obwalonego księgami, zwojami i skrawkami papieru.
- Chejronie, coś nie tak? – pyta w końcu Kate. – Czy ci dwaj są niebezpieczni?
Centaur wzdycha i patrzy na naszą grupkę
- Nie. Są tylko pionkami w grze. – gestem ręki daje nam znać abyśmy usiedli. – Widzicie… Tydzień temu została wypowiedziana kolejna przepowiednia… Mówiła o dwóch znakach, które rozpoczną naszą wspólną misję…
- Co masz na myśli mówiąc ‘naszą wspólną’? – przerywa Emma. Chejron ucisza ją ruchem dłoni.
- Zapowiadała również, że trójka herosów i szóstka uzdolnionych nastolatków ma współpracować razem. Musicie znaleźć najpotężniejszą broń znaną wśród herosów i ją zniszczyć.
- Jak się ta broń nazywa? – zadaje pytanie Felix.
- Ecclesia* - tłumaczy Chejron. Słyszałam już kiedyś tę nazwę, ale nigdy nie zagłębiłam się w definicje.
- Jaki to rodzaj broni? – dopytuje Felix.
- Łuk. Strzały do owego łuku nigdy się nie kończą. Nigdy również nie pudłują. Są nasączone trucizną, która gdy tylko draśnie skórę człowieka, pół-boga czy czarodzieja powoduje śmierć. Nikt nie wynalazł na ów truciznę antidotum.
- Gdzie mamy jej szukać? – pyta tym razem Sam.
- Tego nie mogę wam powiedzieć, ponieważ sam tego nie wiem. Istnieją pogłoski, że Ecclesia posiada duszę jej właściciela i może przemieszczać się sama. – wyjaśnia centaur.
- Jak możemy ją zniszczyć?
- Przykro mi, ale nie mam pojęcia. Musicie ją znaleźć przed Oktawianem, albo on obejmie władzę w Obozie Jupiter. A kiedy to zrobi może zaatakować nasz Obóz. Jeśli będzie dzierżył ten łuk… Nie będziemy mieli żadnych szans. – po słowach Chejrona zapada cisza. Ledwo powstrzymuję płacz.
A jednak. Kolejna przepowiednia. Nie chcę, by tym razem odebrano mi Felixa. Teraz kiedy zaczęliśmy się przyjaźnić.
Sam przygryza dolną wargę i odzywa się jako pierwszy:
- Kiedy wyruszamy? – pyta poważnym tonem. To dopiero było dziwne. Jeszcze nigdy nic nie powiedział poważnie.
- Jutro wieczorem. Teraz musicie się wyspać. Mam tu…
- Nie dzięki. Będziemy spać w busie… - przerywam mu, a reszta kiwa głową.
Żegnamy centaura i wychodzimy na zewnątrz.
- Dobra, ja i Chris skoczymy po busa, a wy tu poczekajcie. – proponuje Sam. Wszyscy się zgadzają i po chwili oboje znikają w ciemnościach lasu.
Emma, Kate i Felix siadają na werandzie.
- Idę się przejść. Nie czekajcie na mnie. – oznajmiam. Felix jak oparzony podnosi się z miejsca i łapie mój nadgarstek.
- Jest środek nocy. Pójdę z tobą, jeszcze coś ci się stanie. - mówi cicho. Dobrze, że panuje taka ciemność, bo nie wiem co bym zrobiła, gdyby zobaczył, że się rumienię. Delikatnie wyrywam nadgarstek.
- Dziękuję, ale nic mi nie będzie. - odpowiadam lekko drżącym głosem. Felix znów siada, a ja ruszam przed siebie.
Bardzo dobrze wiem gdzie pójdę. Gdy ostatnim razem tutaj byłam, spotkałam herosa, z którym bardzo się zaprzyjaźniłam. Rozmawia mi się z nim inaczej, niż z resztą Klanu. Potrafi wysłuchać mnie, a ja jego. Znamy swoje sekrety i pragnienia. Wyznał mi, że jest zadurzony w chłopaku, który nie odwzajemnia jego uczuć, a ja zdradziłam mu co czuję do Felixa. Można powiedzieć, iż gramy w tą samą grę, tylko innymi kartami.
Stoję przed domkiem numer trzynaście. Jest on zbudowany głównie z czarnego grafitu i marmuru, a nad drzwiami ma wyrzeźbioną trupia czaszka.
Nie pukając, wchodzę do środka.
Wewnątrz tylko jedna lampka jest zapalona. Obok okna stoi ten, którego chcę zobaczyć. Odwraca się w moją stronę. Wyglądał tak jakim go pamiętam: szczupły chłopak z oliwkową cerą, czarnymi niepoukładanymi włosami, brązowymi oczami, czarnymi ubraniami i mieczem ze stygijskiego żelaza, który dumnie wisi u jego boku. W tym świetle jego twarz wyglądała jak trupa, ale mimo to uśmiecha się w moją stronę.
- Witaj Annabeth. – wita mnie jak zawsze spokojnym i miłym tonem. Odwzajemniam uśmiech.
- Witaj Nico.




*Ecclesia nie znaczy nic innego niż 'spodnie' po łacińsku :")
_________________________________
Ohayo!
Mam nadzieję, że prezent wielkanocny od rodziców was ucieszył
Tutaj macie prezent ode mnie.
Starałam się z całych sił napisać dłuższy rozdział, ale znowu wyszło jakieś gunwo ;__;
Łapcie mojego Srapczata: lovepersassy
Jeśli ktokolwiek uważa, że ja to wszystko skądś skopiowałam to muszę z radością mu wyjaśnić, że większość zrodziła się w mojej głowie m.in. bohaterowie, Klan i wszystko co z nim związane,busa, oraz łuk Eccelesia i to jak działa.
Dziękuję za komentarze.
Wasza,
Annabeth <3

Drawing by Vee Ladwa "Well, Hello beautiful, you must be Harvey's squeeze! And you are beautiful. Well you look nervous, is it the scars?" Joker to Rachel Dawes in The Dark Night  Some men just want to watch the world burn.  Alfred, The Dark Night